NON-SMILEY: Trump/Putin jokes by the Damian Alexander

Tym razem wyjątkowo anty-smiley, a przynajmniej bardziej na serio, w każdym razie jak na to miejsce, bo niezwykle rzadko wpuszczam na te łamy politykę (z założenia ten blog ma być raczej bardziej odskocznią).
Coraz rzadziej zdarza się jednak okazja do śmiechu, a jeśli już, to często jest to raczej śmiech gorzki, o ile nie przez łzy. Coraz mniej zabawnie robi się nie tylko na naszym podwórku, podziały i radykalizacja postaw postępują na Starym, Nowym i wszelkich innych kontynentach.

Zmagania osób LGBT+ w Polsce komplikuje dodatkowo świadomość, jak trudno w obecnych realiach społeczno-politycznych o autentycznych sojuszników, bo najczęściej nawet środowiska wspierające postulaty społeczności nieheteronormatywnej, traktują ją instrumentalnie, a w najlepszym wypadku – protekcjonalnie. Doświadczamy tego w kwestii „stref anty-LGBT+” czy wystawieniu w zbliżających się wyborach prezydenckich wyoutowanego kandydata, który stanowi obiekt ataków konserwatystów, ale paradoksalnie jednocześnie listek figowy przykrywający temat homofobii („no patrzcie, jak to dyskryminacja, przecież gej! na prezydenta!”).

Komiksowa rozprawka poniżej dotyka kwestii rozdźwięku pomiędzy deklarowaną nominalną życzliwością dla mniejszości, przy jednoczesnym całkowitym wyłączeniu lub ograniczeniu wyczulenia, co jej problemy tak de facto oznaczają. Przedstawicielom frakcji „otwartych” ale także tych z pozoru otwarcie sprzyjających wciąż od nowa odpowiadać trzeba na pytania, które – przynajmniej w wypadku tych drugich – w ogóle już nie powinny padać.

O głębokim niezrozumieniu powagi i determinacji tych postulatów łatwo można przekonać się, śledząc nitki dyskusyjne na twitterze czy fejsbuku, których przebiegi są tak powtarzalne, że coraz bardziej męczące i niewarte uwagi. Po co rozmawiać o tym teraz, najpierw zajmijmy się wspólnym przeciwnikiem, alternatywa jest tylko jedna, ciągle wam mało, gdzie ta wasza tolerancja, a tak w ogóle to „o co wam właściwie chodzi?”. Koniec końców ci, którym chce się jeszcze cokolwiek tłumaczyć i cierpliwie objaśniać i tak usłyszą od swoich „sojuszników”, że strzelają fochy i są nielepsi od faszystów.

Jak daleko w tej kwestii jesteśmy w tyle za merytoryką jakichkolwiek konstruktywnych rozmów, u jakich podstaw trzeba wciąż pracować, niech świadczy przykład, na którym skupia się Damian Alexander w swoim komiksie. Spróbowalibyśmy taką kwestię przybliżyć tęgim umysłom naszego Twittera, to by się dopiero działo:

Dlaczego robienie z Trumpa i Putina gejowskiej pary to nie jest dobry żart.

źródło: the nib.com

Przy tej okazji polecam też sam portal The Nib – to specyficzna przestrzeń, w której artyści-rysownicy w formie krótkich i obszerniejszych plansz komiksowych relacjonują i komentują bieżące wydarzenia i świat, także ten LGBT+.

Znajdą się tu obrazkowe artykuły o ważnych wydarzeniach (jak np. ostatnie pożary w Australii), typowe historyjki satyryczno-polityczne (demaskujemy agendę lgbt!, nierealistyczna czarnoskóra syrenka), ale też komiksowe teksty dziennikarskie, popularyzatorskie (queer na Bliskim Wschodzie, co było przed Stonewall), sylwetki znanych i mniej znanych postaci (wywiad z Alison Bechdel, Gad Beck: gej, Żyd, bojownik przeciw nazistom), czy wreszcie tekstów społecznych i felietonów (dorastanie jako gender queer, 4 artystów i ich rodziny queer, późny coming out).

Prace to często błyskotliwe artystycznie i żartobliwe, chociaż z uwagi na tematykę rzadziej zabawne. Na dzisiejszy nastrój w sam raz.

VINTAGE CORNER: J.J. Belanger

Sporo w internetach zdjęć męsko-męskich par z fotobudek z lat pięćdziesiątych XX wieku, w mniej lub bardziej bliskich pozach, z błyskiem w oku jednego lub obu modeli. Dużo wśród nich chłopaków z wojska, objętych, przytulonych. Czy to czuła przyjaźń, zażyłość wspólnej służby, a może intymność, wymuszona niewielką przestrzenią kabinki, czy też staje się ona na te kilka błysków przestrzenią dla ujawnienia autentycznych uczuć, których raczej nie można było swobodnie ujawniać w tamtych czasach poza kurtyną automatu?

Zdjęcia poniżej nie pozostawiają takich wątpliwości.

Robert Block i J. J. Belanger (z prawej), fotobudka w Hastings Park, Vancouver, 1953.
źródło: ONE Archives at the USC Libraries. via: MakingGayHistory

Stały się sławne dzięki wystawie wyboru zdjęć z fotobudek właśnie, przygotowanej przez Jasona Mihalko w 2014 roku. Za sprawą swojego bohatera, Josepha Johna Belangera, mają też swój kontekst i swoją historię.

J.J. Belanger (17 l.) jako żołnierz Royal Canadian Armoured Corps (RCA), czerwiec 1940.
źródło: ONE Archives at the USC Libraries. via: MakingGayHistory

Belanger urodził się w Kanadzie w 1925 roku, wychowywał się w rodzinie lekarza – jak sam określił – w życzliwym środowisku: nie miał problemów z powodu swojego homoseksualizmu. Po wstąpieniu do RCA dwa lata służył jako lotniczy radiotelegrafista w Szkocji podczas II WŚ, razem ze swoim partnerem (pilotem), który zginął w wyniku zestrzelenia samolotu, którym obaj lecieli.

Po wojnie Belanger przeniósł się do USA, gdzie w latach 50. aktywnie działał w świeżo powstających organizacjach na rzecz praw osób LGBT, w tym osób trans. Był współzałożycielem jednej z pierwszych organizacji, Mattachine Society, a w latach 70. koordynatorem największej i najstarszej organizacji BDSM w USA, Eulenspiegel Society, a także innych. Przez dwa lata pracował przy przełomowym raporcie o ludzkiej seksualności dr. Alfreda Kinseya.

J. J. Belanger (z lewej) w Stanley Park, Vancouver, wrzesień 1953.
źródło: ONE Archives at the USC Libraries. via: MakingGayHistory

Przez całe swoje życie Belanger dokumentował swoją działalność i ruch LGBTQ. Swoje zbiory listów, notatek, druków, czasopism i nagrań przekazał do zbiorów ONE National Gay & Lesbian Archives na Uniwersytecie Południowej Kalifornii w Los Angeles, będących obecnie największym na świecie repozytorium tego typu. Jeden z audiowywiadów z One Archives dostępny jest na stronie podcastu MakingGayHistory.com wraz z transkrypcją.

Belanger zmarł w roku 1993, tymczasem intymny moment jego młodości żyje swoim własnym życiem, ujmując naturalnością i bezpośredniością.

J.J. Belanger w fotobudce, lipiec 1987.
źródło: ONE Archives at the USC Libraries. via: MakingGayHistory

EUROWIZJA: Maria i Anastazja

Conchita hasłem tygodnia, samymi odsyłaczami do opinii i odgłosów (nie tylko paszczą) zapełnić można pół szpalty. Świeżo wyklute partie polityczne w naszym pięknym kraju nie znajdują lepszej pożywki do swej działalności, jak żądanie od Eurowizji zmiany regulaminu głosowania. Aż szkoda linkować, nie doczytały niepiśmienne misie, że jurorzy kilku krajów faktycznie pogrążyli nasze rodzime cycuszki, ale w niczym nie zaszkodzili „kobiecie z zarostem”, bo ta w głosowaniu publiczności również przeskoczyła konkurentów o dobre 100 punktów (tak, tak, Polacy też na nią esemesowali).

 

Niedorozwój albo raczej postrzeganie wybiórcze, charakterystyczne dla tych panów. Żenów w wykonaniu „osób publicznych” na nieustającym dyżurze komentatorów oderwanych od rzeczywistości też nie warto linkować, bo wcisnęli się ze swoim „nie przy jedzeniu” do każdego kanału. A nawet do telewizji.

Eurokonkurs jest szopką polityczną, muzyka nie liczy się tu od dawna. Dlatego czułem się niezręcznie przed telewizorem oglądając uśmiechnięte siostry Tomalchevy z Rosji, kiedy dostawały kolejne punkty, oczywiście tylko od wasalnych zacofańców, a sala buczała. Miały pecha – przyjechały z całkiem niezłym wykonaniem całkiem fajnej piosenki, no ale czas nie po temu, żeby ich słuchać, a już tym bardziej głosować. Wład Eurowizję jak większość zachodniego cyrku ma w bardzo-bardzo-bardzo głębokim poważaniu, nawet publika rosyjska rzuciła się po konkursie na ajtiunsy by masowo pobierać zwycięski hit brodaczki.


Bliźniaczki mają 17 lat. Koniunkturalistki czy po prostu głupio wdepnęły? Jak to jest jechać na tak wielką imprezę ze świadomością, że nikt cię tam nie chce, wybuczy i wygwiżdże? Osiem lat temu wygrały dziecięcą edycję tego samego konkursu, teraz wracają jako wrogowie publiczni. Jak głęboko niechęć do Wodza P. przekładać się powinna na artystów, zapewne im bardziej widocznych, tym mocniej uwikłanych? Nie temat na bloga, skoro w argumentacji plączą się sami intelektualiści po obu stronach barykady – wróciły czasy bojkotów, odwołanych niesłusznych spektakli, zawieszonych projektów.

Conchita szlochała coraz gwałtowniej, a Maria i Anastazja ślicznie uśmiechały się do końca.

PS. A tak w ogóle pierwszy wpis po tak długiej przerwie miał być na trochę inny temat.

SMILES: Zales Ring by Funk

Nie żebyśmy się aż tak radykalizowali, i to na dwa dni przeciw radykalną demonstracją postawy przeciwnej (swoją drogą ciekawe, jaką formę przyjmie nasz polski radykalizm w tym względzie, dziś homiki zakrzyknęły piórem felietonisty ‚czas na polski OutRage!’ You wish). Tym bardziej warto dodatkowo zamieszać przypominając, że według niektórych małżeństwo pozostaje instytucją kolejną represyjną, nie ma co więc zabiegać o zgodę na jej rozszerzenie na pary jednopłciowe, zwłaszcza na zgodę, którą wydać musi represyjne, heteronormatywne państwo.

Ot, taka odrobina przekory na codzień.

PS. W tytule komiksu nieznany nam bliżej autor pije do tego.

SMILEY: Not Gay But Queer

Najkrótszy komentarz do najnowszych wydarzeń sejmowych. Politykować tu nie będziemy, za to zapraszamy na niezawodnego trzyczęściowego oraz nowe Homiki. Refleksja pod tym ostatnim, najlepiej korespondująca z powyższym oraz z naszym smutnym przekonaniem, które nosimy w sobie od dawna: trzeba wkurwu. nie ma wkurwu, mamy naszą małą stabilizację.