Aaron Smith mieszka z mężem i psiakami w Silver Lake w Kaliforni. Ukończył Art Center College w Pasadenie, wystawiał w galeria w LA, Chicago i Nowym Jorku. Był pierwszym artystą-rezydentem w Muzeum J. Paula Getty’ego.
Ważniejsze dla naszego kącika, że zawsze fascynowały go ery wiktoriańska i edwardiańska i ich wzorcowy, kulturowo narzucony obraz męskości: od lat kolekcjonuje dagerotypy i zdjęcia portretowe „z epoki”, przedstawiające strojnych brodaczy (bo rzadko zdarzali się panowie gładkolicy), nierzadko maskujących sztywnymi pozami swoją niepewność.
Smith trawestuje te portrety na swoich obrazach, kontestując je szerokimi pociągnięciami, grubą i barwną kreską, podkreślającą, a jednocześnie kontrapunktującą przesadę archetypicznych wizerunków męskości.
Patrząc na zdjęcia autora trudno nie dostrzec pewnych podobieństw i potwierdzenia, że oto historia męskiego zarostu zatoczyła hipsterskie koło. Nie, żebym narzekał, queerpopowe beardy pojawiły się długo, zanim to koło w pełni się zamknęło.
Jean Cocteau opublikował swoją Białą książkę w 1928 roku anonimowo i długo odżegnywał się od jej autorstwa – z uwagi na autobiograficzną treść odkrywającą jego zmagania z homoseksualizmem. Niezależnie od tego jednak, kolejne wydanie z roku 1930 opatrzył dodatkowo swoimi ilustracjami, dziś należącymi już do emblematycznych klasyków gatunku.
Jonathan Icher, paryski artysta kreujący zdjęcia cyfrowe, poświęcił Cocteau swój projekt The White Book z 2017 roku, wizualizując na swój sposób dynamiczną, abstrakcyjną kreskę rysownika.
Na pierwszy rzut oka efekt przypomina nieco mniej poważne eksperymenty, doskonale jednak wpisuje się w stylistykę innych dzieł autora, z upodobaniem operującego surrealizmem i zaskakującym zestawieniami.
Icher nie tylko tworzy swoje własne światy, częstokroć zaludnione sklonowanymi, poszatkowanymi i odrealnionymi ciałami gwiazd filmów erotycznych. Współpracuje także z magazynami mody i designu (sam studiował sztuki użytkowe i modę). Od dekady firmuje też inny swój projekt, muzyczny, działający pod nazwą Queen Mimosa.
Studiował sztuki piękne i taniec współczesny w Rennes, po długim pobycie we Włoszech zamieszkał w Paryżu. W 2015 zdobył nagrodę dla młodych talentów za instalację o znamiennym tytule Siedem erekcji. Jest artystą, performerem, modelem fotograficznym, malarskim, występuje też w teledyskach. Gra w krótkometrażówkach, filmach niezależnych, a ostatnio pojawił się jako Poséidon w komedii Krewetki w cekinach.
Próbki lokowanej bródki z podkładem muzycznym i bez – poniżej.
O prawdziwe zimy coraz trudniej, za to w kultywowaniu spuścizny Toma of Finland coraz goręcej (a może to jest ścisła korelacja?). W każdym razie – rzeczywistość dawno już przegania fantazje…
Komu mało, może wciąż zaopatrzyć się w kalendarz dobrej gospodyni z rysowanymi facetami na wyrywanych kartkach na każdy dzień roku.
friends for life (Die Wonderdokter en P Blum), 2012 akryl na płótnie 145x145cm.
Ptaki są szczególnie intrygujące, głównie z uwagi na swój kształt (rodzajowy na wiele sposobów), upierzenie i kolory. Być może są brakującym ogniwem pomiędzy myślą a ekspresją! (On ne peut s’identifier à quelque-chose que grace à la différence.)
Poeta, prozaik, eseista, laureat Międzynarodowej Nagrody Literackiej im. Zbigniewa Herberta. „Obok J. M. Coetzee’go jest najbardziej znanym twórcą wywodzącym się z Republiki Południowej Afryki, a zarazem jednym z najwyżej cenionych poetów posługujących się językiem afrikaans.” – culture.pl. Pod prąd apartheidowi, od 1959 roku mieszkał w Paryżu, gdzie – poślubiwszy Wietnamkę naruszył ustawę zakazującą małżeństw mieszanych, emigrant i działacz na rzecz praw człowieka, więziony w RPA pod zarzutami szpiegostwa..
Oprócz tego także malarz, auto portrecista i ironista.
vanité, 1990 akryl na płótnie 100×80cm
„taniec kamieni”
mój przyjaciel powiada: ten świat jest tak pełnobrzmiący że nikt nie zdoła dopełnić go zrozumieniem ale na początku był pusty jeśli nie liczyć tych kamieni jak skrzepłe myśli tam gdzie dzwoni mrok
mój przyjaciel mówi: tak się właśnie dzieje ze skamieniałym cieniem gwiazd i tak się dzieje gdy zaglądamy w głąb studni by odkryć jedno zjawisko w blasku drugiego – czy serce nie pamięta?
bo jak wnieść do wiersza obecność?
przyjaciel powiada: śmierć i poezja – czyż nie są tym samym? a ptak i wiatr – czy pierwszy może latać bez drugiego? i w której chwili z barwy ruchu rodzi się światło w tym powtórzeniu między ostatnimi strzępami nocnych gwiazd a niewidzialnością dnia?
ale czy nie jest to tylko opis zawieszonych w powietrzu słów?
wtedy mój przyjaciel mówi: podnosić wyobraźnię jak kamienie i rozdawać je jak się rozdaje chleb głodnym to być w ruchu a być w ruchu znaczy: wchodzić w rytm bo to jest taniec taniec taniec
to jest pas-de-deux tolerancji szeptana słowotwórnia hojności kiedy ma się tylko „ja” do dawania i darowywania. Spójrz, wolność zważ-i-rozdaj porusza się swobodnie między trzymaj-puść-trzymaj przywiązania
a wahadłowym kurczeniem się serca, trzepotliwego jak ptak:
spójrz jeszcze raz – nagi szaleniec który przez trzy długie lata chodził ulicami Luandy nosząc własne wnętrzności w misie dłoni jak ścierwo był tańczącym sprawozdawcą życia
oto więc wzór: na początku formą jest pustka, a żeby ją wprawić w drganie trzeba doskonalić ptaki jako słowo-cienie, drobić i rozsiewać słowa jak cienie ptaków
bo z jednej a potem z drugiej strony – jak inaczej poczujesz na twarzy prawdziwy wiatr?
przeł. Mieczysław Godyń (z tomu „Refren podróżny”, Kraków 2016)
José Pedro Godoy pochodzi z Chile, urodził się w 1985 roku, jest absolwentem sztuki na Katolickim Uniwersytecie Pontyfikalnym w Chile. Specjalizuje się w przedstawieniach natury, egzotycznych roślin, zwierząt, an bazie których zaprojektował wzory do kolekcji odzieży Roberto Cavalli PreFall2019, a także (przeważająco) męskich aktów i scen erotycznych, maluje zarówno w formach małych, jak i panoramicznych scenach rodzajowych. Oprócz Chile wystawiał także w USA, Hiszpanii, Panamie i Argentynie.
Styczeń-plecień, bo przeplata… polskie zimy to już dawno nie czas na futra, sztuczne czy naturalne, ale nawiązanie do niechlubnie zakończonej Gry o tron zgrabne, a broda jeszcze piękniejsza.
Malarskie fotoportrety Troya Schoonemana odwołują się do wzorców klasycznych, greckich z przyległościami. Australijski artysta ubolewa nad seksualizacją i tabuizacją wizerunków płci oraz jak bardzo współczesna sztuka odwróciła się od aktu męskiego jako istotnego środka wyrazu, zatem on stara się przywrócić męskie ciała na salony. Po apollińsku zdrowe i piękne, ale jednocześnie – wbrew medialnemu wizerunkowi faceta-zdobywcy – w swym całkowitym odsłonięciu kruche. Oprócz ciepłych barw Schooneman nasyca swoje prace smutkiem, melancholią i niepewnością, przebijającą z ócz modeli, którzy mimo brodzisk, tatuaży i muskułów od pierwszego wejrzenia budzą uczucia czysto tacierzyńskie. Nie, żebym narzekał…
Poniżej jeszcze kilka zarośniętych przykładów, po inne warto zajrzeć na stronę i profil Artysty.
To się musiało tak skończyć… Oczywiście, puryści już fukają. Nie tylko ci od „o nie! czarne elfy!?” ale wszyscy co bardziej wczytani w charakterystykę postaci u Autora.
Z drugiej strony: kto spragnionemu zabroni. Maniacy (oraz maniaczki) shipowali już nie mniej egzotyczne pary. Nie, żebym narzekał…
Dagsson gościł już na queerpopowych łamach gz zjedną ze swoich parafraz piosenkowych , w których się specjalizuje. Islandzki rysownik i stand-uper wydał kilka książek ze swoimi komiksami, z których niektóre adaptował na scenę. Z zasady nie uznaje świętości, jego – najczęściej niewybredne i sprośne – żarty nie oszczędzają niczego i nikogo: dotykają religii, stosunków i nierówności społecznych, mediów i kapitalizacji rzeczywistości, sytuacji kobiet, przemocy, dysfunkcjonalnych rodzin, aborcji, pedofilii. Często też chodzi po prostu o seks.
W ubiegłych latach występował ze swoim programem w kilku miastach Europy. Jak sam ogłasza: przyjedzie do każdego, kto go zaprosi 🙂
Dla tych, co nie znają – niewielki wycinek jego twórczości. I tak, są koszulki i kubeczki…