Design a site like this with WordPress.com
Rozpocznij

SMILEY: Papa Smurf & co.

A Wy jak świętujecie Międzynarodowy Dzień Smerfa?

Zasadniczo pewnie każdy sposób jest dobry, bo to twórcza gromadka, bardzo różnorodna i dla każdego znajdzie się coś miłego. A jak kto nie lubi niebieskiego, zawsze przecież można odwołać się do jakiejś innej ulubionej postaci z dzieciństwa.

Zastanawialiście się kiedyś na przykład, jak wyglądał pierwowzór postaci Super Mario? Albo Kudłaty ze Scooby Doo? Albo co wyrosło ze słodkich Calvina i Hobbesa? [ciekawskich zapraszamy do klinknięcia na ‚czytaj więcej’]

Cokolwiek tam sobie wymyślicie – Smerfnego weekendu 🙂


[Papay tego samego autorstwa]

SMILEY: William Haefeli

Gdyby ktoś zapomniał – dziś Dzień Matki (dlatego publikujemy tak wcześnie, jeszcze jest czas chwycić za telefony, bez narażenia na posądzenie o zapominalstwo!). Rysunek powyżej ukazał się w New Yorkerze 2 maja, bo jankesi i jankeski dla zmyłki obchodzą to piękne święto trzy tygodnie wcześniej. Historycznie byli pierwsi, no i u nich urosło do ranki święta państwowego, więc się nie czepiamy.

Tak czy owak, widok tego obrazka przypomniał nam o jednym z ulubionych satyrycznych rysowników ameyrkańskich, Williamie Haefeli. O klasie, do jakiej rysunek prasowy podniosły tamtejsze gazety codzienne nie warto już chyba się rozwodzić. W tym wypadku mamy do czynienia ze stałym ilustratorem renomowanego pisma z nowojorskiej metropolii (Haefeli współpracuje z NY od 13 lat), więc nie dość, że otrzymujemy porządną dawkę tamtejszego intelektualnego humoru, to przy okazji możemy prześledzić ewolucję zakresu tematyki gejowskiej w sferze publicznej.

Choć w przypadku artystowskiej wyspy, jaką jest Nowy Jork, trudno doprawdy czasem zgadnąć, z jakiego okresu pochodzi konkretny komentarz, to zawsze pozostaje frajda obcowania z widzeniem świata nie tak odległym od perspektywy Woodego Allena. Dodatkowo, tak zupełnie prywatnie, bardzo lubimy ostrą kreskę Haefeliego, jego ludziki ze spiczastymi nosami i szczękami, zredukowanymi do prostej linii.

Ale do rzeczy: poniżej kilkanaście kolejnych ilustracji – żeby zobaczyć wszystkie, trzeba kliknąć ‚czytaj więcej’.