Bruno jest 35-letnim, niezależnym, nagradzanym architektem. Po 11 latach małżeństwa wyprowadził się od żony i syna do warsztatu dziadka w poczuciu, że w jego z pozoru udanym życiu czegoś brakuje. Zlecenie na projekt budowli, która miałaby stać się nowym symbolem stolicy, daje nadzieję na przełamanie impasu zawodowego. W poszukiwaniu inspiracji po mieście oprowadza go Fer, historyk-zapaleniec i zadeklarowany gej, który nie ukrywa swojego zauroczenia Brunem. Ten odkrywa w sobie tłumione instynkty i stanie przed wyborem nie tylko koncepcji na projekt, ale także na dalsze życie.
Ocena Queerpop ★★★½
Spokojnie opowiedziana, pięknie sfotografowana opowieść o odkrywaniu własnej tożsamości w wieku dojrzałym. Niekoniecznie odkrywcza, zyskująca jednak na autentyczności dzięki dobrze rozpisanemu scenariuszowi z kilkoma elementami zaskoczenia, naturalności dialogów oraz odtwórców głównych ról. Dyskretne, niemal melancholijne studium zderzenia temperamentów i postaw w obliczu pogłębiającego się uczucia, rozdarcia głównego bohatera wobec konieczności wpisania się w prosty podział „czarne-białe”.
Jonathan wkrótce obchodzić będzie 30 urodziny. Od dłuższego czasu żyje w związku z Raulem, wciąż jednak nie może się zdecydować na mieszkanie razem. Tymczasem po dwóch latach nieobecności do miasta powraca jego były, Troy, który swego czasu rzucił go, by wyjechać do Hiszpanii. Szybko okazuje się, że stara namiętność nie wygasła, i cała trójka będzie musiała zmierzyć się z plątaniną własnych przeżyć, przeszłych i obecnych emocji i pretensji.
Ocena Queerpop ★★★½ Casus ‚kiedy wraca seksowny były, nawet najtrwalsze związki drżą w posadach’. Upalne lato pełne namiętności, ale i niespełnienia. Niespieszne studium zawirowań uczuciowych trzech mężczyzn z jednego trójkąta. Kino chwilami nieco zbyt kontemplacyjne, nie pozbawione jednak dramatyzmu i autentyczności. Doskonała obsada, piękne zdjęcia, zmysłowe ciała, szczypta erotyki i egzotyczna muzyka dopełniają całości.
Pojawienie się facetów takich jak Troy nie wróży nic dobrego. W sile wieku, acz niedojrzali emocjonalnie, niby zrównoważeni, a zmienni, kapryśni i manipulatywni, seksowni i odpychający jednocześnie, sami określają się mianem wiecznych kawalerów, ale kochają kroczyć swoją niezależną ścieżką po złamanych sercach. Dosadnie rzecz ujmując: skurwiele, którym nie sposób się oprzeć.
Kiedy więc Troy przylatuje z Hiszpanii do L.A. po dwóch latach nieobecności, rzekomo wiedziony tęsknotą za starymi stronami, z domniemanym zamiarem powrotu (film otwiera jego rozmowa kwalifikacyjna o pracę) – nie tylko upał, o którym w filmie słyszymy bez przerwy, sprawia, że na samą myśl o jego obecności w mieście wielu osobom robi się robi się gorąco.
W narastającym skwarze niepokój wręcz skrapla się w powietrzu, i powoli poznajemy jego przyczyny. Przed wyjazdem Troy przez trzy lata tworzył piękną parę z młodszym Jonathanem, by w imię nie-wiedzieć-czego zerwać z nim i zniknąć. Pod jego nieobecność Jonathan odnalazł się i stworzył kolejny, udany związek z seksownym i wyrozumiałym Raulem (o wciąż niepewnym statusie imigranta), jednak tak naprawdę nigdy do końca nie wyleczył się z namiętności do Troya. Kto wie, może podświadomie czekał wciąż na jakieś rozstrzygnięcia, skoro nigdy nie podjął decyzji o wspólnym mieszkaniu z nowym facetem?
Karty zostają rozdane już przy powitalnym spotkaniu po latach, w niegdyś ulubionej kafejce: zbyt długi dotyk dłoni na plecach, zbyt powłóczyste spojrzenie, zbyt słabo ukrywane rozczarowanie krótkością widzenia, melancholia niedoszłego pocałunku. Bohaterowie dramatu, podobnie jak widzowie, przeczuwają już wszystko, na szczęście nawet jeśli kolejne stacje podobnych opowieści są doskonale znane (i mocno przewidywalne), to mogą wieść do nich różne drogi.
Reżyser i scenarzysta Sierpnia wybrali nieco bardziej zawiłą, ukazując historię w porządku achronologicznym, co wzbogaca opowieść, gdy znając sceny z przeszłości, dużo lepiej rozumiemy bieżące motywacje i przeżycia postaci. Jednocześnie jednak ich historię poznajemy szczątkowo, na wyrywki. Mimo to, i nawet w chwilach, gdy twórcy obierają bardziej utarte szlaki, udało się zachować psychologiczną wiarygodność bohaterów: wiarygodna jest rozedrgana poczuciem winy, nawracająca fascynacja Jonathana Troyem, jak i pozorna bierność i ustępliwość Raula, który ostatecznie jednak w swoim ojczystym języku wyznaczy rywalowi granicę, i od razu da mu okazję do jej przekroczenia.
Mimo buchających z ekranu namiętności, akcja toczy się w sierpniowym upale powoli, jakby od niechcenia, punktowana z pozoru nie przystającą od tej opowieści egzotyczną muzyką z motywami arabskimi. Aktorzy, prowadzeni pewną ręką, nie przesadzają z ekspresją, grając na niższych rejestrach – jednym słowem, spojrzeniem, mową ciała, w każdym detalu zarejestrowaną w pięknych, barwnych, panoramicznych kadrach. Relacje trzech postaci przepełnione są czułością, namiętnością, ale też doprawioną solidną porcją wzajemnych pretensji i niespełnienia.
Troy będzie musiał wysłuchać wszystkiego, przed czym uciekał, a po co być może mimowolnie wrócił. Mimo że z jego ust padnie ‚przepraszam’, nie wygląda, by sprawiło mu to jakąkolwiek różnicę – faceci tacy jak on przychodzą i odchodzą. To apatyczni, dobrze ułożeni chłopcy pokroju Jonathana – bezwolni, ulegli – zostają po raz kolejny złamani, popełniają błędy, których mimo pełnej świadomości, uniknąć nie sposób. Raul zmierzyć się będzie musiał za to ze zwątpieniem, w walce o swoje zaryzykuje wszystko. I choć triumfujący, raz zmaterializowanych wątpliwości się w ten sposób nie pozbędzie. Zwycięstwo jest pyrrusowe.
Sierpień jest rozwinięciem nagradzanej krótkometrażówki Post Mortem z 2005 roku, tego samego reżysera, z tą samą parą głównych aktorów. Adaptacja najwyraźniej udana, skoro także jako film długometrażowy zdobywała nagrody i wyróżnienia na branżowych festiwalach. W stosunku do wersji 15-minutowej dopowiada zbyt wiele, ale z drugiej strony – na szczęście nie wszystko. Dokładnie tyle, ile trzeba na frapujący film o tym, że owszem, do tej samej rzeki można wchodzić wiele razy. Po takiej kąpieli nic już nie będzie takie samo. Może poza upałem, o wiele bardziej doskwierającym, gdy opadną gładkie maski.
Galeria fotosów z filmu:
Sierpień (August)
★★★½ dramat, USA 2011, 94′ reżyseria: Eldar Rapaport
scenariusz: Brian Sloan, Eldar Rapaport wystepują: Murray Bartlett, Daniel Dugan, Adrian Gonzalez, Hillary Banks Polska premiera: maj 2012 (outfilm), DVD (bearbook.pl) dla seriwsu OutFilm, oprócz standardowej oceny w skali 1-5 gwiazdek, wprowadziliśmy oznaczenie specjalne:3 – koniecznie | 2 – warto | 1 – niekoniecznie
Młody chłopak, przedstawiający się jako Alex, przychodzi na płatny seks do mieszkania klienta w starej kamienicy. Okazuje się, że dla tamtego będzie to pierwszy raz, mężczyźni zwierzają się sobie z przeżyć młodości. Gdy ‚Alex’ wychodzi, spotyka na korytarzu Leona, który ‚rozpoznaje’ w nim swojego dawnego przyjaciela i zaprasza do siebie na imprezę. Przy kolejnej próbie opuszczenia budynku, zaczepia go kolejny mężczyna, sfrustrowany młody małżonek o tłumionych skłonnościach homoseksualnych. To niebezpieczne spotkanie nie będzie bynajmniej ostatnim tej nocy, w domu który coraz bardziej zaczyna przypominać pułapkę.
Ocena Queerpop ★★★½ Oniryczna opowieść o chłopaku-prostytutce. Przyprowadzony przez klienta do budynku, po którym błądzi przez całą noc, spotyka jego kolejnych mieszkańców. Wypadki stają się coraz dziwniejsze, a wędrówka przez mroczniejące korytarze okazuje się drogą do własnego wnętrza. Niekoniecznie nowatorska, nieco teatralna opowieść z cyklu ‚każdy potrzebuje ciepła i miłości’, której głównym atutem jest ujmujący główny bohater, oraz niepokojący klimat, wykreowany zdjęciami, muzyką oraz przekonującą grą aktorską.
Tommy jest młodym prawnikiem, po latach przypadkowo natyka się na Daniela, w któym podkochiwał się na studiach. Zagaduje do niego, po wspólnym popołudniu spędzają razem noc. Rano Daniel oznajmia, że jest zaręczony z Jen, którą wkrótce mu przedstawia. Pod pretekstem zlotu klasowego Tommy wywabia Daniela na weekend do domu rodzinnego, gdzie po kolejnej nocy wyznaje mu miłość. Romantyczny epizod wciąga Daniela, jednak nie wpływa na decyzję o ślubie. Znajomość Tommy’ego i Jen pogłębia się, podobnie jak frustracja Daniela, który nie wyobraża sobie życia poza stereotypowo rozumianą rodziną.
zwiastun filmu Ocena Queerpop ★★★☆☆
Trójkąt on-on-ona w wydaniu zaprzyjaźnionych trzydziestolatków. Przypadkowe spotkanie z natarczywym adoratorem uświadamia młodemu małżonkowi tłumiony homoseksualizm. Z chwilą gdy dojrzeje, by to przyznać przed sobą i kochankiem, żona ogłasza, że jest w ciąży. Rozdarty między nowo odkrytymi potrzebami a głęboko wpojonymi zasadami, wydaje się pozostawiony samemu sobie. Zaskakująca mieszanka komedii romantycznej z dramatyczną wariacją na temat samoakceptacji. Mimo niedociągnięć scenariuszowych i ułomności niskiego budżetu, historia uwiarygodniona udaną obsadą i grą aktorską, nie grzęznąca w mieliznach ogranego tematu.
Sasza dorasta w Kolonii, w emigranckiej rodzinie z Czarnogóry. Matka. która wraz z rozpadem Jugosławii porzuciła z mężem ojczyznę, wielkie nadzieje pokładają w obiecującej karierze pianistycznej syna. Nie wiedzą, że ten zakochał się beznadziejnie w swoim nauczycielu fortepianu. Sasza starannie ukrywa swoje gejostwo przed bratem i rodzicami, pozorując, że spotyka się ze swoją chińską przyjaciółką. Jednak gdy okazuje się, że profesor Weber wyjeżdża na stałe do Wiednia, musi szybko coś przedsięwziąć, by uratować swoją miłość. Utrzymanie pozorów stanie się jeszcze trudniejsze.
zwiastun filmu
Ocena Queerpop ★★★1/2 Klasyczna opowieść o dojrzewaniu nastolatka do zaakceptowania swoich uczuć i do ujawnienia, wzbogacona o wątki wyobcowania emigranta w sprzyjającym, kosmopolitycznym, ale jednak wciaż obcym świecie. Film równie wiele uwagi poświęca procesowi comingoutu syna, co rozterkom niezasymilowanej do końca, tradycjonalistycznej rodziny, zwłaszcza poczuciu przegranej starszego pokolenia, które niegdyś porzuciło obiecujące życie w ‚starym’ kraju. Pięknie sfotografowana, wyważona, ciepła opowieść, zgrabnie mieszająca dramat z elementami komediowymi. Przyzwoite aktorstwo, dobry scenariusz i energetyczna muzyka sprawiają, że film tworzy spójną, niebanalną całość.
Sekret nastoletniego Saszy poznajemy już w pierwszych scenach filmu – gdy podczas postoju w drodze powrotnej z wakacji w rodzinnej Czarnogórze, pod wpływem przelotnego spojrzenia ojca zrzuca w panice z półki w sklepie magazyny gejowskie. Po czym – jeszcze bardziej zestrachany – jeden kupuje. Niedługo później odnajdą go w jego plecaku celnicy, a jego zdenerwowanie skomentują krótkim „dla Serba to poważny problem”.
Nie bez racji: rodzice Saszy od dwudziestu lat mieszkają w kosmopolitycznej Kolonii, jednak jak to z pierwszym pokoleniem emigracji bywa – żyją przeszłością, przywiązaniem do tradycyjnego porządku, sercem i jedną nogą w ojczyźnie, wciąż rozprawiając o powrocie przy każdym śniadaniu. Matka pracuje chałupniczo i pomaga mężowi w prowadzeniu małego pubu, z trzema stałymi bywalcami na krzyż, wielkie nadzieje oraz większość finansów pokładając w rokujących karierach synów: wioślarskiej i pianistycznej.
Oni sami – od urodzenia chowani w Niemczech – nie znają patriotycznych tęsknot, chwilowo ich największą bolączką są awantury z ojcem o tatuaż na ramieniu, choć mimo pozornego luzu też nie czują się w Kolonii do końca ‚u siebie’. Nie bez kozery ich najbliższą koleżanką jest Jiao, córka imigranta z Chin, skrycie kochająca się w Saszy.
Ten jednak zupełnie tego nie dostrzega, ma własny sercowy problem – zakochał się w swoim nauczycielu fortepianu. Do Kolonii wraca jak na skrzydłach: wprawdzie za chwilę czeka go ciężki egzamin do konserwatorium muzycznego, ale przecież szykuje się do niego pod okiem ukochanego profesora. Ten jednak oznajmia, że dostał wymarzoną pracę i lada dzień przenosi się do Wiednia. Świat Saszy w jednej chwili wywraca się do góry nogami, a rozpacz popchnie go do kroków, o jakie jeszcze przed chwilą by się nie podejrzewał.
Nietrudno wyobrazić sobie perypetie, jakie wynikną z desperackich zabiegów zakochanego po uszy, impulsywnego nastolatka, który rzuci się do walki o swoją miłość, jednocześnie próbując zachować przed rodziną wszelkie możliwe pozory. A to niełatwe, bo podejrzliwie obserwują go wszyscy: matka, dla której studia muzyczne Saszy są spełnieniem jej własnych ambicji i marzeń o ucieczce do ‚lepszego świata’; porywczy ojciec z obsesją na punkcie męskości syna, któremu wybaczyć można wiele, dopóki uprawia sport i spotyka się z dziewczynami; i wreszcie wrednawy starszy brat, który jako pierwszy zgadnie, że oficjalne zapewnienia o związku z Jiao to zwyczajna ściema. Szybko zrobi z tego odkrycia użytek, bo jemu akurat drobna Chinka bardzo się podoba.
Każdy w tym filmie ma swój sekret, swoją rację i swoje emocje. Pokolenie emigrantów żyje poczuciem porażki, ich relacje podszyte są wzajemnymi pretensjami, zabiegają więc, by ich dzieciom w nowym kraju ułożyło się lepiej, są kontrolujący i nadopiekuńczy. Problem w tym, że – jak to z rodzicami bywa – gdy ojciec i matka wypowiadają sakramentalne ‚mój Sasza!’, mają na myśli zupełnie co innego. A on sam w sekrecie chwilowo myśli tylko o jednym, i też zupełnie innym. Zderzenie tych wszystkich oczekiwań doprowadzi do prawdziwie dramatycznych wydarzeń, po których wszystko trzeba będzie ułożyć od nowa.
„Sekret Saszy” opowiada historię nienową i niekoniecznie odkrywczą, toczącą się utartymi torami w przewidywalnym kierunku. Tym bardziej liczy się nie tyle ‚co’ ale ‚jak’, które ten akurat film wyróżnia zdecydowanie pozytywnie. Mimo wagi życiowych rozterek i konfliktów – podlany jest sporą dozą ciepłej ironii, nie stroni od wzruszeń, ale pozbawionych taniego sentymentalizmu. Niuansuje humor, balansując na pograniczu komedii, czasem nazbyt slapstickowej, gdy do akcji wkracza niezbyt rozgarnięty szwagier z prowincji, przywieziony do Niemiec do pomocy przy remoncie łazienki. Scenariusz nie popada jednak w generalizacje i łatwe uproszczenia, nawet problem tożsamościowy zyskuje dodatkowy kontekst – Sasza zmaga się ze swoją ‚odmiennością’ nie tylko w wymiarze seksualnym. Na propozycję Jiao pójścia do klubu gejowskiego w pierwszym odruchu odpowie: ‚Przecież nie jestem Niemcem’. W odpowiedzi usłyszy: ‚To tak jak ja’.
Todorovič zgrabnie splata wątki i racje, pozwalając każdej z postaci mówić swoim językiem (chorwackim, niemieckim, chińskim) oraz zyskać pełnokrwisty wymiar, w dużej mierze dzięki staraniom doskonałej obsady. Przystojny Saša Kekez w tytułowej roli – jeszcze chłopiec a już mężczyzna – świetnie oddaje emocjonalne rozchwianie i proces przyspieszonego dojrzewania swojego bohatera. Na oklaski zasługuje Pedja Bjelac w obronie patriarchalnego ojca, któremu w najgorszych momentach potrafi nadać rys czułości i tęsknoty. Zelka Preksavec trwa wycofana u boku męża, ale gdy trzeba stając zdecydowanie w obronie swoich racji i bezpieczeństwa dzieci. Szkoda tylko trochę, że Tim Bergmann nie dostał możliwości pogłębienia postaci nauczyciela, choć i jemu daleko do jednoznaczności.
Na wyróżnienie zasługują też energetyczna muzyka z motywami bałkańskimi i piękne plastycznie zdjęcia – najlepszy z powodów, by na film wybrać się do jednak kina, nie ograniczając się do Internetu czy czekania na DVD. Tak czy owak to nie będzie seans stracony: „Sekret Saszy” to słodko-gorzka coming-out story na poziomie, za który kiedyś publiczność pokochała „Wspaniałą rzecz” czy „Zejdź na ziemię”.
Sekret Saszy (Saša) komediodramat, Niemcy 2011, 102′ scenariusz i reżyseria: Dennis Todorovič wystepują: Saša Kekez, Pedja Bjelac, Tim Bergmann, Zeljka Preksavec, Yvonne Yung Hee, Ljubisa Gruicic Polska premiera kinowa – 21 października 2011
W niedzielę dobiegła końca 27 edycja Warszawskiego Festiwalu Filmowego, który w ubiegłym roku dołączył do ‘Kategorii A’ światowych festiwali, stając się jednym z 14 najważniejszych imprez tego typu obok Berlina, Wenecji, Cannes czy San Sebastian. W tym roku w ramach WFF pokazano łącznie 127 filmów pełno- i prawie 100 krótkometrażowych. Odbyło się 5 konkursów: Międzynarodowy (główny), 1-2, Wolny Duch, Krótki Metraż, Dokument. W konkursie głównym startowało 20 filmów, zwyciężyła produkcja polska, „Róża Wojciecha Smarzowskiego. Festiwal zamknął przedpremierowy pokaz najnowszego filmu Davida Cronenberga, „Niebezpieczna metoda”. W katalogu 27 edycji WFF nie zabrakło tytułów z wątkami LGBT – w tej ‘sekcji’ pokazano w tym roku cztery filmy fabularne i jeden dokumentalny. Dla porównania: w 2010 mieliśmy okazję obejrzeć 7 tytułów w odwróconych proporcjach – dwa fabularne oraz pięć dokumentalnych i paradokumentalnych, m.in. o sytuacji osób transseksualnych w Bangladeszu, subkulturze miśków w USA i Europie, czy przemianach społeczności LGBT w Nowym Jorku w ciągu ostatnich trzydziestu lat.
Mógł się więc czuć zawiedziony, kto w tym roku oczekiwał podobnej diagnozy społeczno-politycznej sytuacji osób LGBTQ na świecie. Dokumentalny rodzynek o niezręcznym polskim tytule „Orędownik gejowa” należał do kategorii biograficznej – na szczęście jego bohater, Bruce LaBruce, to postać niebanalna i barwna, a jego portret przekrojowo obrazuje drogę, jaką przez ostatnie ćwierćwiecze przeszedł radykalny, artystyczny ruch gejowski.
zwiastun filmu Orędownik gejowa
Znamienne, że właściwie żadna z fabularnych propozycji nie należała do drapieżnych czy konfrontacyjnych – opowiadają historie intymne, indywidualne losy, osadzone w różnych kontekstach społecznych, jednak z rzadka nabierające wymiaru politycznego. Frustracja i bezradność wobec rzeczywistości zastanej najjaskrawiej dochodzi do głosu w słoweńskim „Odlocie”, jednak i tam na ogólnym poziomie społeczno-polityczno-gospodarczym, bez szczególnych odniesień do sytuacji osób nieheteroseksualnych.
Bycie gejem w tegorocznych filmach (dla literek L i T zabrakło niestety miejsca) miało wymiar zmagań osobistych: ze sobą i własnymi uczuciami, z najbliższym otoczeniem. Młody bohater „Nerwówki” (Islandia) przechodzi drogę od odkrycia swojej orientacji do samoakceptacji; para z „Weekendu” (Wielka Brytania) rozprawia o wadze procesu, jakim jest coming-out; gejowski bohater „Odlotu” (Słowenia) nie czyni ze swojej seksualności atrybutu, za to wciąż zmaga się z przeszłością, kiedy był szykanowany w szkole; dojrzali bohaterowie „Ostatniej rundy” (Chile) walczą o przetrwanie uczucia w świecie nie tyle nawet homofobicznym, ile po prostu nieprzyjaznym.
Był więc tegoroczny przegląd kina LGBT w ramach WFF propozycją raczej dla wielbicieli kina obyczajowego i psychologicznego, niż zaangażowanego czy wręcz politycznego. I jako taki nieźle spełnił oczekiwania – najsłabiej w zestawie prezentował się „Odlot”, poczucie niedosytu pozostawić mogła „Nerwówka”, jednak wszystkie filmy prezentowały dość wyrównany poziom realizacyjny i aktorski.
zwiastun filmu Nerwówka
Szczególnie wyczekiwany dla gejowsko-lesbijskiej publiczności kąsek stanowić mogła sensacja tegorocznych festiwali branżowych, brytyjski „Weekend”, który za niecały miesiąc wchodzi w Polsce na ekrany kin studyjnych. Kameralny, niezależny film, przez niektórych okrzyknięty już na wyrost ‚najlepszym filmem gejowskim wszechczasów’. W plebiscycie publiczności WFF zajął siódme miejsce. Z pewnością jeszcze o nim napiszemy, tymczasem po kliknięciu na ‚czytaj więcej’ parę słów o wszystkich propozycjach LGBT 27 Warszawskiego Festiwalu Filmowego.
Orędownik gejowa (The Advocate for Fagdom) Francja 2011★★★
Portret skandalisty, artysty transgresywnego, pornografa undergroundu – Bruce’a LaBruce. Jego twórczość: queerzin, krótkometrażówki, muzyka, zdjęcia, performance, filmy fabularne stanowią mieszankę ostrej erotyki, zabawy kiczem i konwencjami, mocno podlaną radykalną diagnozą sytuacji społecznej i politycznej. Z wywiadów, fragmentów dokumentalnych i fabularnych, wyłania się obraz kanadyjskiego chłopca wychowanego na farmie, który trafiwszy do Toronto w drugiej połowie lat 80., zafascynowany ruchem punk, współinicjuje ‘homocore’, z założenia stojący w opozycji nie tylko do kultury masowej, ale także (i przede wszystkim) do uładzonej ‘kultury gejowskiej’. Przed kamerą – obok samego bohatera – wypowiadają się jego aktorzy, współpracownicy, przyjaciele, wychowankowie i koledzy po fachu. Obok scen z najbardziej znanych filmów reżysera, „No Skin Off My Ass”, „Hustler White”, „The Raspberry Reich”, „Super 8½”, oglądamy także fragmenty występów w telewizji kablowej, w których jako wcielenie Judy Garland prowokuje gości w studio jak i przechodniów na ulicy, np. dopytując, gdzie można kupić poppersa. Niewiele dowiadujemy się o prywatnym życiu artysty, który sam opisuje je jako nudne i przeciętne, z mężem u boku, dokonując wyraźnego rozdziału na swoje alter ego publiczne i domowe. „Orędownik gejowa” dokumentuje minioną epokę i ruch artystyczny, nieco na wyrost stawiając LaBruce’a na piedestale obok Gusa van Santa czy Johna Watersa (którzy także wypowiadają się do kamery). Mimo że zaczynali podobnie, Bruce nie odniósł podobnego do nich sukcesu komercyjnego – okazał się zbyt niezależny i niepokorny wobec konserwatywnych wartości, by przedrzeć się do kinowego mainstreamu. W dużej mierze przyczyniła się do tego łatka pornografa, zamykająca drzwi większych studiów filmowych. Z drugiej strony niezbyt się do nich wyrywał – pod ich skrzydłami nie mógłby zapewne kontestować równie swobodnie, jak robi to do dziś…
Ostatnia runda (Mi último round/My Last Round) Chile/Argentyna 2010★★★★
Skrzyżowanie klasycznej opowieści bokserskiej z historią kochanków, walczących o przetrwanie w banalnych realiach codzienności. Samotnik Hugo mieszka w małej miejscowości na południu Chile. Właśnie stracił matkę, z którą mieszkał, oraz pracę w barze, którego szef posądził go o romans z córką. Hugo obserwuje ze swoich okien poranny jogging lokalnego championa bokserskiego, Octavio. Wiedziony fascynacją zjawia się w klubie sportowym. Mężczyźni nawiązują romans i coraz bardziej zbliżają się do siebie. Gdy okazuje się, że ze względów zdrowotnych Octavio musi porzucić ring, postanawiają wyjechać do stolicy, i tam spróbować żyć jako para. To okazuje się trudne w obskurnym mieszkanku przy placu rozładunkowym dla tirów. Zwłaszcza, gdy córka szefa sklepu, gdzie pracuje Hugo, zacznie robić mu wyraźne awanse, a Octavio da się skusić lukratywną propozycją powrotu na ring na walkę, której może nie przetrwać. Już powyższy opis wskazuje, że historia w pewnych aspektach jest więcej niż przewidywalna, jednak wciąga i wzrusza, głównie dzięki przekonującej inscenizacji i aktorom, wiarygodnie rysującym portret pary, która mimo przeciwności losu, trudów i monotonii życia codziennego trwa przy swojej miłości. Pięknie zrealizowany, smutny obraz, w którym para gejów pokazana jest jako niekoniecznie młodzi i atrakcyjni, lecz zwykli, ciężko pracujący ludzie, a wszyscy bez wyjątku fryzjerzy są adeptami i zagorzałymi fanami boksu.
Weekend, USA 2011★★★★
Russell jest wycofanym samotnikiem, pracuje jako ratownik na basenie, obraca się w wąskim kręgu heteroseksualnych przyjaciół, w gejowskich klubach bywa okazjonalnie. Jedną z takich piątkowych imprez kończy w łóżku ze świeżo poznanym Glenem, artystą o zadziornym, buntowniczym usposobieniu. Mimo że Russell niewiele pamięta z pijanej nocy i seksu, Glen wymusza na nim intymne zwierzenia do projektu artystycznego, w ramach którego nagrywa swoich kochanków na dyktafon. Na pożegnanie wymieniają się numerami telefonów, raczej bez dalszych intencji, jednak wymiana esemesów sprawia, że spotkają się ponownie tego samego popołudnia. Sobota upływa im na wspólnych posiłkach, długich rozmowach, imprezie, sprzeczkach, seksie, w trakcie których rzecz jasna zbliżają się do siebie, popadając w coraz większą rozterkę wobec faktu, że Glen wyjeżdża w niedzielę do Ameryki na co najmniej dwa lata, a być może nie wróci już nigdy. Film nie wpada w tony klasycznego kina romantycznego o miłości euforycznej z obowiązkowym happy endem – ta znajomość od początku obarczona jest niemożnością, prowadzącą do wcale niejednoznacznego finału. Intymna historia przełamywania barier nowej znajomości wydaje się nieco schematyczna i popada w zapędy manipulowania widzem, wobec których broni się pięknie skomponowanymi kadrami oraz naturalnymi i przekonującymi kreacjami głównych aktorów, w dodatku wcale przystojnych. Sądząc po wpływach z amerykańskich kin (przez niecały miesiąc już zarobił prawie dwa razy więcej, niż kosztował) – „Weekend” może się podobać.
Nerwówka (Órói/Jitters) Islandia 2010★★★1/2
Centralną postacią opowieści jest Gabriel, drobny, chłopięcy z wyglądu, dobry duch dawnej paczki ze szkoły – do niego wszyscy dzwonią w środku nocy po wsparcie w kryzysowych sytuacjach. On sam zmaga się z maniakalnie kontrolującą matką, przed którą ukrywa świeży sekret – podczas wyjazdu na kurs językowy do Londynu zbliża się z nowopoznanym Markusem i uświadamia sobie, że jest gejem. Po powrocie do domu przechodzi fazę negacji i kryzys emocjonalny, podczas gdy do głosu dochodzą na ekranie pozostałe, liczne postaci, z których każda przeżywa swój własny dramat: skryta miłość, związek z rosyjskim imigrantem, poszukiwania bezimiennego ojca, zdrada, problemy z alkoholem. Towarzystwo spędza czas na mocno zakrapianych imprezach, po drugiej stronie barykady stoi starsze pokolenie z własnymi obawami, wśród których dominuje poczucie utraty kontaktu z dziećmi. Konfrontacja postaw doprowadzi w końcu do tragedii, po której wszyscy będą musieli ułożyć wszystko zupełnie od nowa, także Gabriel, który ostatecznie postanowi spróbować szczęścia z Markusem. Film toczy się sprawnie, operuje naturalnymi dialogami, jest świetnie sfotografowany i zagrany przez młodą obsadę. Nadmiar postaci i wątków sprawia jednak, że większość z nich – choć zasługuje na uwagę i rozwinięcie godne serialu – potraktowana jest dosyć pobieżnie. W tym natłoku opowieść Gabriela staje się ledwie klamrą dla całej reszty historii, zdecydowanie zbyt mało wyrazistą. Z drugiej strony dzięki temu natłokowi „Nerwówka” nie traci nerwu i tempa – niezłe kino o wkraczaniu w dorosłość.
Odlot (Izlet/A Trip) Słowenia 2011★★1/2
Trójka przyjaciół z liceum wyrusza na nadmorską wycieczkę, jak za starych szkolnych czasów. Minęło jednak parę lat i nic nie jest takie jak dawniej: Gregor przyjeżdża na urlop z wojskowej służby w Afganistanie, Andrej rzucił studia na uniwersytecie, także Živa trwa w zawieszeniu, zniechęcona rzeczywistością dorosłego życia. Atmosfera beztroskiego wypadu od początku podszyta jest niepokojem, który najpełniejsze ujście znajdzie w niespodziewanej demolce samochodu porzuconego na łące. Kumpli łączy brak perspektyw, ideałów, lęk przed przyszłością, jednak – jak łatwo przewidzieć – mają też do załatwienia prywatne zaszłości. Gregor coraz natrętniej narzuca się do Živie, która gnębiona intymnym sekretem na przemian kusi go i odrzuca. U zarania przyjaźni leży homofobiczny incydent w szkolnej szatni – kiedy w kulminacyjnym punkcie prawda o jego przebiegu wychodzi na jaw wydaje się, że dla tej trójki wszystko już stracone. Jak każdy film z cyklu ‘sentymentalne spotkanie po latach’, tak i ten rozwija się w łatwo przewidywalnym kierunku i – niestety – powiela sporo schematów. Większość spraw pozostaje w sferze niedopowiedzeń, film opiera się więc w dużej mierze na zmiennych nastrojach, grymasach, półsłówkach i pięknych nadmorskich krajobrazach. Początkowo drażniący, potem nieco nużący film broni się dzięki urodzie zdjęć i wiarygodnych kreacjach aktorskich trójki antagonistów, walczących z chwilami nazbyt teatranym tekstem. [relacja przygotowana dla portalu homiki.pl]
Oficjalna premiera filmu 15 lipca, ale odbyły się pierwsze pokazy, które wywołały dzisiejszej nocy dwugłos na naszym fejsie:
Patryk: [Zachwyciłem się] niesamowitym scenariuszem – pięknie spajającym w całość trzy poziomy opowieści; prowadzącym cięte, inteligentne, a gdy trzeba to zabawne i wzruszające dialogi i sprawnie kreującym trzy skrajnie różne postacie – bogate i wielowymiarowe. Świeżą reżyserią – która dynamicznie i nowocześnie przedstawia krótsze sceny komediowe, ale prezentuje też poprawny warsztat w scenach dramatycznych. Aktorstwem Christophera Plummera, który zwycięsko wychodzi z tak trudnej roli.
QPop: Zmęczyło mnie namaszczenie, rzewne plumkanie fortepianu, przewidywalne dylematy i sarni wzrok Ewana. Dialogi przyprawiają momentami banałem o ból zębów, a historia ojca potraktowana została wręcz instrumentalnie – otrzymujemy stereotypową pocztóweczkę, jak to ciocie tylko się bawią i chichrają, no i oczywiście bez przerwy urządzają imprezki. Portret chłopaka ojca chwilami wręcz homofobiczny. Oddać trzeba, że są i epizodziki genialne, pojawiające się miło z zaskoczenia, ale tym bardziej podkreślające rozwlekłą miałkość całej reszty która tonie w nużących sentymentalizmach.
Złość nam zapewne za chwilę przejdzie, chwilowo jednak uznajemy Debiutantów za film zmarnowanej szansy, zwłaszcza z taką obsadą. Przed nami siedział na seansie red. Mossakowski z GW (a właściwie z CJG); ciekawe, jak się bawił, bo jak dotąd produkcja zbierała recenzje przychylne do entuzjastycznych.