PLAYLIST: Carnival 2020

Rzutem na taśmę inicjuję niniejszym oficjalnie ostatkową imprezę u qpopa. Zajawka zawartości powyżej, jako że karnawał, impreza i te klimaty, tym razem nieco więcej na spotifajowej playliście propozycji klubowych różnego autoramentu, nie tylko z ostatniego roku, ale też kilka starszych. Z kolei na jutubowej liście #carnival2020 zebrane zostały teledyski do niektórych utworów (z których zmontowane zostało promo powyżej), choć tam niekoniecznie pojawiają się w tych samych wersjach/remiksach.

Mardigrasowe zestawienie pojawia się last minute, bo puchną mi te listy wszelakie ostatnio niemiłosiernie, a ich porządkowanie okazuje się bardziej czasochłonne, niżby się można spodziewać. Efekty są jednak zadowalające, już teraz zapraszam do odwiedzenia zestawień różnego rodzaju, tak na Spotify, jak i na Youtube. Na każdym po kilkaset utworów na listach chronologicznych i tematycznych, oto przykładowe:

Youtube Channel (qpop.link/youtube)
clipy muzyczne z roku 2020 | z lat 2018-2019 | z lat 2014-2017 | z lat 2011-2013 | z dekady 2000

Spotify Profile (qpop.link/spotify)
muzyka z lat 2019-2020 | dekada 2010 | dekada 2000 | dekady 1970/1980 | dekady 1950/1960 | muzyka nieanglojęzyczna.


REDALERT/MUSIC: Reigen

Reigen Miller to jeden z tych muzycznie ukierunkowanychsyntetyczno-popujących chłopaków z Brooklynu, a przy tym przedstawiciel chwilami po hipstersku nieokiełznanej burzy ognistych włosów. Na swoim jutubowym kanale vloguje, coveruje ale też wrzuca produkcje własne, nastrojowe na tyle, że nawet remiksy bardziej romantycznie bujają, niż roztańczają.

I prawidłowo, przy tej z lekka już wiośniejącej, ale wciąż chimerycznej pogodzie takich rudzielców na podkręcenie pozytywnego flowu nigdy dosyć.

strona www | Soundcloud | Youtube | Bandcamp | Instagram | Facebook | Spotify

BEARDY | CLIP DNIA: Romero Ferro

Dzisiejszy Brodatek pochodzi z Brazylii, ma niespełna 30 lat, od kilkunastu lat mieszka w Recife. Kultywuje nie tylko swoją pasję do śpiewania (dla której rzucił studia), ale też tradycję miejsca i związanej z karnawałem Recife muzyki frevo – to z jego inicjatywy powstał projekt Frevália, którego druga edycja odbędzie się w 2020.

Na swojej drugiej płycie z ubiegłego roku (Ferro) porusza się sprawnie, acz z wrodzonym melancholijnym wdziękiem, w brzmieniach retro-elektronicznych, ale jak pokazuje przykład powyżej, doskonale czuje się też w romantycznych balladach, idealnych na aktualną jesienno-nijaką, styczniową pogodę. Jak z kolei widać poniżej, nie odżegnuje się też od deklaracji światopoglądowych, z tej samej płyty pochodzi nagrany z innymi artystami kawałek Tolerância Zero.

Ferro w internecie: Youtube | Instagram | Spotify

CLIP TYGODNIA: Bovska – Leżałam

To że wypadło akurat no Bovską, to z czystej sympatii, bo nurt jest szerszy.

O ile rzeczywistość polityczna AD2019 nie napawa optymizmem, to rykoszetem odbija się tak zwielokrotnioną ilością marszów równościowych wszelakich, jak i pewną falą kulturową, choćby w nowej polskiej muzyce, w której pojawiły się klipy mniej lub bardziej bezpośrednio odnoszące się do kwestii toleracji, elgiebetu, queeru czy pokrewnych. Do dotychczasowych, żelaznych „sojuszników”, jak Peszek czy Nosowska, dołączają młodzi artyści. Więcej na temat, kilka dalszych tropów i wypowiedzi Artystek na kanale Grabari.pl (stan z listopada).

Ciekawie nam się zapowiada ten 2020.

PLAYLIST: BOOM BOOM BOOM

Rzutem na taśmę, ale jest: wciąż jeszcze MAJOWA składanka, ale idealna także na miesiąc paradowy 🙂

W tle tyle projektów, że nie wiadomo, do którego się w następnej kolejności się obrócić, ale zawsze z towarzyszeniem zacnej muzy, której kolejną wiązankę z przyjemnością udostępniam. Dopiero przesłuchując ją w którejś podróży, zorientowałem się, że zupełnie nieintencjonalnie skompletowałem na niej sporo kawałków z wielokrotnie powtarzanym słowem (i odgłosem) boom-boom-boom – nie tylko u X Ambassadors.

Okazuje się, że to bardzo pojemna onomatopeja, wyrażająca mnóstwo różnych ludzkich przeżyć i emocji, spróbujcie prześledzić to sobie sami. Dla mnie to, póki co, odgłos bojowy, radosny, zagrzewający do mobilizacji, echo niezmordownych bębnów samby, do których niedawno maszerowałem w krakowskim Marszu.

Dzięki poślizgowi załapał się psim swędem na listę Howard Jones: to jeden z tych powrotów matuzalemów „po trzydziestu latach” (potrzebnych wcale lub jeszcze mniej), z którego ucieszyłem się bardzo, ku własnemu zaskoczeniu. Tym bardziej z takim teledyskiem:

Shyboy – znany dotąd z niezłych ballad – tym razem uderzył w rytmy taneczne, co podparte niezłym klipem przyniosło całkiem zachęcające efekty:

Od wypuszczenia kolejno dwóch klipów z najnowszej epki, w życiu scenicznym Wurst podziało się już tyle, że radykalnie odmieniony wizerunek Conchity to już właściwie dziesiąta woda po kisielu. Ta piosenka długo we mnie wrastała, aż wreszcie wrosła na dobre:

Z osobistych odkryć muzycznych uwadze Państwa polecam Vincit, Sicksick, Onicks, Leon Else, oraz Sakimę – na majową listę „wpasował się” idealnie starszy, acz prowokacyjny tytuł i klip:

Po bujającej balladzie Cor.ece robi się jeszcze bardziej nastrojowo i zmysłowo, zwłaszcza gdy w kolejce czeka Matracia ze swoim powolnym, kontemplacyjnym, ponad miarę brodatym video:

Po takiej dawce błogości, duet Jona Campbella z Jamiem Irrepressible to gigantyczna wisienka na torcie, z naszą osobistą pesteczką-niespodzianką – o Pansy Boys przeczytacie u mnie jeszcze na pewno.

Podoba Ci się ten post? Postaw kawę Autorowi!
Płatność CC na byumeacoffee.com Płatność PayPal na ko-fi.com

VINTAGE CORNER: Freddie’s Drag Ball

vintage_freddy_06.jpg

Po dekadzie produkcyjnych zawirowań, bólach odejść i zmian koncepcji, Bohemian Rhapsody wreszcie trafia na ekrany kin. Nie jest tak źle, jak się niektórzy obawiali, ale też pierwsze recenzje potwierdzają, że jednak lepiej by było, gdyby zrealizowano film dla dorosłych, bliżej koncepcji Sashy Barona Cohena. Zabieranie się za biopic sławy, gdy większość partycypujących w tej sławie wciąż ma sporo do powiedzenia – ba! finansuje przedsięwzięcie jako kolejny etap spieniężania przeszłości – raczej nie daje szansy na szersze wyjście poza ramy laurki.

Z różnych – także etycznych – względów nie rozumiem nowej fali filmów poświęconych przygodom i losom osób wciąż w czasie zdjęć żyjących i wpływowych (Thatcher, Mandela, Elżbieta II i inni wielkiej polityki)   – a już nakręca się hype na kolejną osobowość sceniczną na wielkim ekranie: premiera filmu o Eltonie tylko przypadkiem zbiega się z jego pożegnalnym, światowym tournee. Liczy się staranność w oddaniu rekwizytów epoki, talent w małpowaniu sławy pod toną charakteryzacji (lub bez), walory poznawczo-artystyczne produkcji zwykle omawiane są na końcu lub wcale. Ważne, że Streep tak realistycznie zagrała Żelazną Maggie.

Anyhow, jako że historia Queen zamyka się na ekranie legendarnym występem zespołu na koncercie Live Aid (i te sceny w filmie uważane są na najlepsze), uzupełnijmy obrazek wydarzeniami niespełna dwa miesiące późniejszymi – przyjęciem z okazji 39 urodzin Freddiego w Monachium, 5 września 1985 roku.

Impreza zorganizowana została przez gospodarza w konwencji drag ball „i wtedy wchodzę ja, cały na biało (lub czarno)”.

Nocna extravaganza została zresztą oficjalnie uwieczniona w teledysku do singla z solowej płyty Freddiego, Living On My Own.

Dodajmy, że w Bohemian Rhapsody siłą rzeczy rozwinięcia nie doczekał się również wątek późniejszych losów związku Freddiego z Jimem Huttonem, parokrotnie pojawiającym się w klipie powyżej. Ale to już temat na kolejny wpis. Lub film…

vintage_freddy_08.jpg

źródła zdjęć: Klik.gr / Dangerous Minds

CLIP DNIA: Max Barskih – Хочу танцевать


Max kontratakuje. Niespełna rok temu ujął wszystkich romantycznym acz nowoczesnym albumem „По Фрейду/On Freud” (parę słów na ten temat), a już w listopadzie powrócił do tanecznych rytmów kawałkiem „Хочу танцевать/I Wanna Dance” (nie mylić z tym densem). Nowy rok 2015 przywitał w ukraińskiej tv coverem rosyjskojęzycznego klasyka z przełomu wieków, Снегом Стать.

Przyszedł czas na klip do najnowszej produkcji, w którym wprawdzie snuje się ta sama rusałka, ale ze zdecydowanie odmiennym emploi: po ciuchy rodem z lat 80. i 90. ekipa pofatygowała się do second-handów w Berlinie. Dla pogłębienia efektu reżyser Alan Badoev nakręcił teledysk prehistoryczną kamerą S-VHS. Efekt jest stosowny:


Łezka się w oku kręci na widok niektórych kreacji (okulary!), nie tylko dlatego, że wróciły szeroką, post-ironiczną falą do wielkomiejskiej mody. Muzycznie kawałek jest odpowiednio chwytliwy, wizualnie ujmujący, do czego zapewne przyczyna się fakt, że Max pokazuje się w nim z muffinkami i pizzą w miejscach intymnych.

I tylko z tyłu głowy telepie się myśl: pół Ukrainy w stanie wojny, a rynek muzyczny – uroczo się kręci, jak gdyby nigdy nic.

HIT DNIA: Ms. Henrik – Slow Dancing


Tak sobie wzięło i chwyciło przed-walętynkowo, i tłucze się w głowie do dziś. Może dlatego, że mamy słabość do lekkich, elektronicznych brzmień w stylistyce lat 80., z wiodącym tekstem „take my piss now, swollow” – takie małe perwersyjne, androgyniczne pop-zabawy prosto z Szwecji, które – jakże zwięźle – podsumował na fejsie profil Boy of the dayhow much are you queer?

Me gusta.
Więcej Ms. Henrik na youtube – soundcloud – spotify.

PLAYLIST: Плохие Мальчики czyli Bad Boys

[Post archiwalny, zawierający odnośniki i podlinkowane elementy, z których część nie jest już dostępna w sieci.]


Zaczęło się od Maxa i jego powrotu z pięknie nastrojową płytą (po części po ukraińsku), która poszybowała w rosyjskojęzycznych iTunesach na szczyt tuż przed wydarzeniami Majdanu. Wtedy też pojawił się jeden z konsekwentnych klipów do tej płyty, która najwyraźniej zostanie sfilmowana w całości:


To była ożywcza odmiana po bombastycznych produkcjach, do których kręcono klipy, próbujące rozmachem przebić Thriller Jacksona – o ile udało się to inscenizacyjnie (zombie sprzed 30 lat naprawdę były nieszkodliwe), to muzycznie Max eksplorował przeludnione niższe półki zachodniej muzyki dance. Nowa płyta jest ludycznie nastrojowa, spójnie pomyślana, tak dźwiękowo jak i wizualnie, dobrze zaśpiewana, a przy tym nowocześnie wyprodukowana – kto ma czas, zachęcamy.
Potem już poszło z górki. Zafrapowani, co też jeszcze produkuje się za wschodnimi granicami, rozpoczęliśmy eksplorację portali ’empetrójkowych’ (szcególnie polecamy półoficjalny zajcev.net ze świetną apką na Androida) a na jutubie – muzycznego kanału Ello (rosyjskiego odpowiednika Vevo), gdzie wydłubać można przedstawicieli wszelkich nurtów: ociężałe minogi, udane morcheeby, ciekawe taneczne negliże lub zdolnych i niebrzydkich panów:

[brakujący klip youtube]

Efektem orania wśród nagrań sentymentalnych, wsiowatych, estradowych oraz żenujących (niektóre opinie o rosyjskiej muzyce popularnej się jak najbardziej potwierdzają), jest dzisiejszy, pierwszy zestaw piętnastu debeściaków, od tygodnia okupującym naszą empetrójkę oraz umysły (za wkład w układ i inne takie serdecznie dzięki kierujemy do M.). Pełna playlista dostępna w serwisie Podsnack, a my nieraz pewnie jeszcze wracać będziemy do ciekawych rosyjskojęzycznych młodych wykonawców (spora ich część zresztą nagrywa również po ukraińsku).

A zanim popadniemy w niewesołe refleksje (artykułowane tu także w ubiegłym tygodniu) o korelacjach kultury i muzyki popularnej z kwestiami i sympatiami politycznymi, zarzucimy na deser parę minut odmóżdżającego dragu i męskiej golizny. Bo nie zapominajmy – Conchita Conchitą, a na Eurowizji były już przed nią nie tylko egzotyczna Dana International, ale także swojska Verka Serduchka.


PS. W roli Julii w nagłówka naszego posta wystąpił nieoceniony Pavel Petel.

EUROWIZJA: Maria i Anastazja

Conchita hasłem tygodnia, samymi odsyłaczami do opinii i odgłosów (nie tylko paszczą) zapełnić można pół szpalty. Świeżo wyklute partie polityczne w naszym pięknym kraju nie znajdują lepszej pożywki do swej działalności, jak żądanie od Eurowizji zmiany regulaminu głosowania. Aż szkoda linkować, nie doczytały niepiśmienne misie, że jurorzy kilku krajów faktycznie pogrążyli nasze rodzime cycuszki, ale w niczym nie zaszkodzili „kobiecie z zarostem”, bo ta w głosowaniu publiczności również przeskoczyła konkurentów o dobre 100 punktów (tak, tak, Polacy też na nią esemesowali).

 

Niedorozwój albo raczej postrzeganie wybiórcze, charakterystyczne dla tych panów. Żenów w wykonaniu „osób publicznych” na nieustającym dyżurze komentatorów oderwanych od rzeczywistości też nie warto linkować, bo wcisnęli się ze swoim „nie przy jedzeniu” do każdego kanału. A nawet do telewizji.

Eurokonkurs jest szopką polityczną, muzyka nie liczy się tu od dawna. Dlatego czułem się niezręcznie przed telewizorem oglądając uśmiechnięte siostry Tomalchevy z Rosji, kiedy dostawały kolejne punkty, oczywiście tylko od wasalnych zacofańców, a sala buczała. Miały pecha – przyjechały z całkiem niezłym wykonaniem całkiem fajnej piosenki, no ale czas nie po temu, żeby ich słuchać, a już tym bardziej głosować. Wład Eurowizję jak większość zachodniego cyrku ma w bardzo-bardzo-bardzo głębokim poważaniu, nawet publika rosyjska rzuciła się po konkursie na ajtiunsy by masowo pobierać zwycięski hit brodaczki.


Bliźniaczki mają 17 lat. Koniunkturalistki czy po prostu głupio wdepnęły? Jak to jest jechać na tak wielką imprezę ze świadomością, że nikt cię tam nie chce, wybuczy i wygwiżdże? Osiem lat temu wygrały dziecięcą edycję tego samego konkursu, teraz wracają jako wrogowie publiczni. Jak głęboko niechęć do Wodza P. przekładać się powinna na artystów, zapewne im bardziej widocznych, tym mocniej uwikłanych? Nie temat na bloga, skoro w argumentacji plączą się sami intelektualiści po obu stronach barykady – wróciły czasy bojkotów, odwołanych niesłusznych spektakli, zawieszonych projektów.

Conchita szlochała coraz gwałtowniej, a Maria i Anastazja ślicznie uśmiechały się do końca.

PS. A tak w ogóle pierwszy wpis po tak długiej przerwie miał być na trochę inny temat.