FLASHBACK: Pospieszalski, Musto, Streep, Orliński, Google, Hayes, Sade, Porkka Boys, Okupnik, Yankovic

[Post archiwalny, zawierający odnośniki i podlinkowane elementy, z których część nie jest już dostępna w sieci.]
zdjęcie tygodnia: mężczyzna-motyl queeruje procesję Bożego Ciała w Łodzi

Newsem tygodnia pozostaje niewątpliwie zwycięstwo frakcji małżeństw gejowskich w Nowym Jorku – tak świętowano ten historyczny moment u korzeni, przed barem Stonewall, gdzie ponad 40 lat temu wszystko się zaczęło. I nawet Empire State Building z tej okazji podświetlono – a jakże – na tęczowo, a na twitterze nie zabrakło wpisu samego Pana Bozi. Nie będziemy polskim POlitykom wypominać, że przez nowojorski senat uchwała przeszła przy niewielkiej przewadze głosów w momencie, gdy także sondaże pokazują, że społeczeństwo amerykańskie w uśrednieniu jest w tej kwestii podzielone na pół (chociaż w NY faktycznie najprzychylniejsze). Nie musimy też chyba dodawać, że i tam nie brakuje radykałów, którzy z wprowadzeniem pedalskich małżeństw wieszczą zagładę Hameryki.

okładka tygodnia: Pospieszalski jako tęczowy wojownik.


Także w polskiej prasie dwugłos w debacie na temat związków partnerskich: na łamach Polityki w wywiadzie z ministrem Bartoszem Arłukowiczem redaktor Żakowski zasugerował, że to rozwiązanie także dla krewnych i powinowatych, żyjących (zwłaszcza na starość) we wspólnym gospodarstwie domowym (więcej). Z kolei redaktor Pospieszalski walczy na łamach tygodnika Uważam Rze o przyzwoitość (patrz ikoniczna okładka powyżej). Swoje mało zaskakujące opinie wykłada w tekście o znamiennym tytule Platformy jak czołgi, w czym dzielnie sekunduje mu Piotr Semka swoim Ruchomym celem tęczowej rewolucji.

Poza tym na fejsie lato, wakacje, długi weekend, bezruch, wśród którego niemrawo wrzuciliśmy m.in.:

Muzycznie spisaliśmy się nieco lepiej, linkując następujące nowości:

Zdecydowanym faworytem okazał się niestrudzony Al ‚Weird’ Yankovic ze swoją parodią Lady Gagi, której produkcja zajęła zapewne tyle czasu z uwagi na efekty specjalne przyklejania twarzy Ala do zupełnie obcego ciała. Z całkiem niezłym efektem:

Na deser serwujemy co-nieco z oldscholowej kuchni telewizyjnej. Gdzie są osobowości na miarę tamtych złotych lat:

http://vimeo.com/moogaloop.swf?clip_id=25444316&server=vimeo.com&show_title=1&show_byline=1&show_portrait=0&color=00adef&fullscreen=1&autoplay=0&loop=0

PRASA: Chylińska wyważyła drzwi

Tak zwana „kwestia Chylińskiej” wciąż rozgrzewa stołowe dyskusje do czerwoności. Ja coraz bardziej utwierdzam się w oglądzie, który swego czasu zaprezentowała Paulina Wilk na łamach Rzeczpospolitej:

Radykalny ruch Chylińskiej może dobrze wpłynąć na cały polski pop. Wysadziła w powietrze stare przyzwyczajenia i pokazała, że istotą współczesnej w muzyki jest dynamika: łączenie gatunków, uciekanie od kategoryzacji, przekraczanie granic. Jej przeskok w klubowe rytmy byłby tylko manifestacją, gdyby nie fakt, że wywiązała się z najważniejszego zadania – nagrała bardzo dobry album. Zdała test wokalny (…) w muzyce klubowej nie ma miejsca na piosenkarską pychę. Jest dyscyplina – trzeba śpiewać jak najprościej, podporządkować się rytmowi, ustąpić pola pulsującym bitom i pauzom, które tworzą napięcie. Chylińska to potrafi, więcej – pokazuje, że umie śpiewać ładnie i subtelnie, choć nie jest ckliwa. Tu i ówdzie przebija się charakterystyczna chrypa, surowy ton. Wokalistka wiruje na parkiecie, ale nie straciła wyrazu. Na płycie jest rockowa energia, pazur i werwa, tylko wyrażona w zupełnie nowy sposób, dzięki innym instrumentom.

Całość do przeczytania tutaj.
W tekście pojawia się też kontrapunktowe stwierdzenie faktu: że inne, niegdyś wiodące i wyraziste popowe wokalistki, Steczkowska, Kayah, Kowalska, od dekad kręcą się w kółko. Co się stało z pazurem Steczkowskiej? Gdzie się podziały ambientowe zakusy Kayah? Rockowe zacięcie Kowalkiej? Nawet Nosowska się ostatnimi czasy – mam wrażenie – zapętla.
Rynek poszufladkował i wygładził wszystko, dlatego tak wdzięczny jestem dwóm wywrotówkom tego roku: Reni Jusis i Chylińskiej, które stać było na pokazanie dotychczasowej publiczności, że one wciąż szukają. Że się nie zasklepiły.
Ich nowe propozycje nie muszą mi się do końca podobać. Za to podoba mi się, że wciąż szukają.

W PRASIE: RZ – Śmierć piosenki pop


Justin żegna tradyjną piosenkę

Dzisiejsza Rzeczpospolita piórem Pauliny Wilk wyraża zaniepokojenie śmiercią melodii w muzyce pop, zredukowanej li tylko do niemal pierwotnego, gołego rytmu. Na szczęście wiemy, że jest też wciąż sporo prawdziwie śpiewających Artystów, ale zgodzimy się także, że coraz trudniej o nich w mainstreamie, lejącym się z anten muzycznych. Nawet ci, którzy do niedawna słynęli z muzykalności, podążając za trendami coraz bardziej się will.i.am-izują.
Za winnych tego zjawiska uznani zostali w pierwszej kolejności raperzy, a później producenci pokroju Timbalanda, którzy przykrajają muzykę do czasów głośniczków komputerowych, empetrójek i muzy puszczanej z komórek:

Piosenkę ma być dobrze słychać z głośnika komórki, by dwie nastolatki mogły umilić sobie przerwę w szkole. Rytm nie może ginąć w miejskim zgiełku, gdy ze słuchawkami w uszach czekamy na autobus. A refren nie dość, że wyraźny, to jeszcze powinien być skondensowany – by nadał się na dzwonek telefonu. Dźwięki uległy spłaszczeniu – dziś nagrywa się tak, by wyraźne pozostały dwa elementy: bit i głos.

Całość do przeczytania na stronie Rzeczpospolitej.

NEWS DNIA: Giuseppe Povia – artysta wyleczony

Eurowizja niech się schowa. Impreza z półwiecznymi tradycjami, której nigdy nie podejrzewalibyśmy o tak głęboki, skłaniający do refleksji, charakter, doprowadziła w tym tygodniu do publicznego przesilenia we Włoszech. Do bólu kiczowaty i bezdennie nudny festiwal San Remo pod egidą państwowej telewizji RAI1, wzbudził podczas tegorocznych eliminacji prawdziwą dyskusję społeczną, a to za sprawą piosenci Luca Era Gay (czyli Luca był gejem).

Wyoutowani politycy, europarlamentarzyści oraz organizacje LGBT ruszyły do masowych protestów, gdy okazało się, że muzyczna propozycja Giuseppe Povii opowiada o cudzie uleczenia z homoseksualizmu. W następnej kolejności okazało się, że ponoć chodzi o pedofilię, na którą lekarstwem jest prawdziwa miłość (ponoć rzecz autobiograficzna samego artysty).


Giuseppe Povia: „Miłość jest lekarstwem”. Ale na co?

Kij utkwił jednak w mrowisku głęboko, info o piosence zniknęło ze strony festiwalu, samego utworu nie sposób nigdzie znaleźć (na youtube dostępna jest jedynie parodia). QueerTunes dokopały się do tekstu, ale jako że we włoskim nieuczone, mogą co najwyżej prosić o pomoc 😀

A w Polsce – co nikogo nie dziwi – Rzepa z właściwym sobie upodobaniem do tropienia pedalskich afer, całą sprawę bardzo sprawnie podsumowuje.

My na osłodę zapraszamy do obejrzenia wcześniejszego teledysku Povii, rojącego się od pluszowych zwierzaczków.

Torebki w ruch, odsłona 372.

Echa parady opadły ostatecznie, to się nam i równościowa solidarność skończyła.
Jeśli w piątek, trzynastego, zastanawiano się jeszcze w troskliwej zadumie nad przyszłością polskiego ruchu LGBT, wspólnym frontem, celami, postulatami i różnymi wzniosłymi pojęciami, które nam przyświecają, to uprzejmie donoszę, że wszystko po staremu – nadal najważniejsze jest, co w trakcie tejże dyskusji Pani B. powiedziała o Pani N., a co skwapliwie skomentuje na swoim portalu Pani A.
Tylko że teraz można okładać się na medialnie masową skalę przy pomocy Rzepy, która na szczęście już jakiś czas temu zmieniła format na poręczniejszy, i łatwiej się w rulon daje zwinąć.